. . .

Dowód Wiedzy Zerowej: O co chodzi z punktami?

Rafał avatar
Rafał   2024-04-03 18:42

W przestrzeni kryptowalut przybrał na sile trend przydzielania punktów użytkownikom danych rozwiązań w zamian za ich aktywność. Widać to także na Blokpres, gdzie ostatnio opisałem kilka takich projektów. O co chodzi z tymi punktami?

punkty w kryptowalutach

Oczekiwania dotyczące projektów oferujących punkty są tak duże, że przewyższają je tylko kontrowersje głoszone przez przeciwników tego pomysłu. 

Wyraziłem już nie raz i nie dwa swoje wysokie oczekiwania co do EigenLayer, który przydzielił już ponad 1.2 mld punktów depozytorom ETH i tokenów płynnego stakingu Ethereum. Choć nikt nie daje tu żadnych obietnic, a punkty nie oznaczają żadnego oficjalnego przydziału, to… co właściwie EigenLayer “przydzielił”? Co te punkty robią? Kto decyduje o ich przydziale? I zapewne kluczowe pytanie: Jaką mają wartość? 

Żadną. Ale zarazem potencjalne wysoką.

Dowód Wiedzy Zerowej jest cyklem, w którym autor przedstawia swoją opinię. Żaden artykuł na Blokpres nie stanowi porady inwestycyjnej. Wszystkie podane w tym tekście projekty stanowią tylko przykład i nie należy się nimi sugerować. Artykuł orygynialnie opublikowany 11.02.2024r.

Czym są punkty?

Zanim odpowiemy na to pytanie cofnijmy się do 2020 i 2021 roku. Był to złoty czas DeFi, które stanowiło główną narrację tamtego czasu. Biorąc pod uwagę wszystkie zmienne, również takie jak płynny staking, całkowita zablokowana wartość w projektach, w szczycie tamtego okresu, wyniosła ponad 300 miliardów dolarów.

Problemem z jakim zawsze projekty mierzą się w początkowym czasie jest znalezienie użytkowników. Jak zachęcić ich do korzystania z naszej giełdy, czy projektu pożyczkowego? Użytkownicy się znajdą jeśli będzie zainteresowanie pomysłami twórców oraz płynność. 

Więc kluczowe pytanie brzmi: Jak zachęcić dostawców płynności, bez których nikt nie mógłby przecież ani wymieniać tokenów, ani zaciągać pożyczek?

Wiele projektów miało już swoje tokeny, dlatego też zdecydowano się przydzielić sporą część tokenów fundacji, czy funduszy ze skarbca na nagrody dla użytkowników wykonujących potrzebne z perspektywy konkretnego projektu czynności, głównie skupione na wspomnianym dostarczaniu płynności do pul, ale także blokowaniu tokenów w protokołach płynnego stakingu, tokenów zarządzających, itp.

Tak narodził się szał na “yield farming”, czyli zarabianie tokenów konkretnego projektu przydzielanych jako nagrody do pul.

Punkty to właśnie odmiana yield farmingu znanego z DeFi, ale z opóźnioną i niepewną nagrodą, jednocześnie będące systemem lojalnościowym, zatrzymującym dostawców.

Systemy punktów to nic innego jak reprezentacja udziału w aplikacji naliczana za wykonywanie kluczowych czynności z perspektywy danego rozwiązania.

Użytkownicy wykonują pożądane przez projekt aktywności,  takie jak dostarczanie płynności do pul, blokowanie tokenów, czy inne formy korzystania z danej aplikacji, a w zamian otrzymują punkty, które projekt przydziela wedle własnego uznania, zgodnie z tym co uważa za najważniejsze dla swojego rozwoju.

Punkty nie są tokenami, są nietransferowalne i nie mają absolutnie żadnej “wartości”. Są śledzone i przydzielane przez dane projekty zgodnie z określonymi przelicznikami (np. 1 punkt na godzinę, za 1 ETH płynności), dzięki którym można obliczać ile kto otrzymał, albo ile dany projekt już ich rozdał. 

Ten system nie trzyma się jednak żadnych kurczowych zasad tak jak kryptowaluty. Projekt kontroluje punkty w sposób scentralizowany. Może decydować o dowolnym ich przydziale i zmieniać zasady kiedy tylko uzna to za stosowne.

Po co są punkty?

Punkty, przynajmniej z perspektywy projektów, są ciekawą ewolucją yield farmingu, airdrop farmingu, a nawet ICO, co sugeruje choćby Arthur Hayes na swoim blogu. Jak każda inna forma nagrody, zachęcają do udziału w projekcie, zwiększaniu jego adopcji, bezpieczeństwa i realizacji ogólnej oferty, jaka by ona nie była.

A co ma do tego ICO? Zamiast inwestować dolary, czy stablecoiny w projekt, który nie działa, użytkownicy dokładają swoją cegiełkę do już istniejącego pomysłu. Inwestują swój kapitał w konkretne, wartościowe z punktu widzenia danej aplikacji aktywności, które nie istnieją tylko na kartce papieru, jednocześnie otrzymując w zamian punkty, które w przyszłości mogą (ale nie muszą) służyć jako miara, dzięki której otrzymają za swoje działania wynagrodzenie.

Tego typu airdrop może być lepiej przemyślany, nagradzać najaktywniejszych, którzy realnie przyczyniają się do rozwoju aplikacji i jej adopcji, a nie na ślepo farmią "zrzuty" wykonując bezsensowne i nic niewnoszące operacje.

Projekt ma pełną władzę nad tym kiedy wypuścić na rynek token oraz jeśli decyduje się na airdrop, jaką konwersję punkty/token zastosować, tak, aby wynagrodzić aktywnych i przy okazji próbować zawalczyć z kontami Sybil (“konta członków rodziny”). 

Można bardzo symbolicznie nagrodzić małe konta, lub zastosować konwersję 1:1 (czy też 10:1, 100:1, itd.) tak, aby “działanie” z wielu kont nie przyniosło żadnych dodatkowych korzyści, jednocześnie dodać bonus tym większym, do jakiegoś rozsądnego progu, aby pokazać, że nie warto bezsensu farmić z tysięcy kont.

Poza tym punkty dają czas i szansę na znacznie lepsze przemyślenie całej tokenomii, w szczególności przyszłej emisji, tak, aby zatrzymać dostawców, bez zalewania podaży inflacją z nagród i po prostu stworzyć lepsze ekonomie tokenów. Nie wiadomo czy tak będzie, ale można to zrobić…

Ponzi?

Oczywiście wielbiciele słowa "Ponzi", którym określają absolutnie wszystko, co działa w kryptowalutach, nawet jeśli nie ma to z tym schematem nic wspólnego, mają nieco odmienne zdanie.

Może się okazać, że punkty nie zawsze będą oznaczały airdrop (lub będzie on nieznaczący), ale i tak dadzą projektowi rosnąć, niejako wykorzystując dostarczycieli płynności i użytkowników (poprzez prowizje i opłaty, które rosną, gdy więcej osób z czegoś korzysta), zwodząc ich “mrugnięciem oka”.

Można powiedzieć, że w takim wypadku to farmiący są farmieni. Realnie dokładają się do projektu i ryzykują, a w zamian otrzymują cyferki, które kiedyś, być może do czegoś mogą zostać uwzględnione i upłynnione. 

Projekty mogą być też oczywiście oszustwami, które przyciągają kapitał oferowaniem punktów, który następnie pada ofiarą “ataku”. Wybór tego, czy dostarczamy płynność do danego projektu nie może być kierowany tylko tym, że oferuje jakieś punkty...

Jedno trzeba przyznać otwarcie. Punkty są lepsze dla projektów i aplikacji niż dla dostawców płynności. Widać to na przykładzie EigenLayer bardziej niż gdziekolwiek. Projekt oferujący (aktualnie) absolutnie nic w zamian oprócz jakiś zapisów w bazie danych (hehe, kryptowlauty), stał się projektem top 5 na rynku pod kątem TVL. Przyciągnął ponad 6 mld USD od setek tysięcy portfeli.

A co najlepsze, pozwoli mu to oferować realne usługi dla AVS i zapewni ogromne bezpieczeństwo tym projektom, a więc otrzymają to, po co EigenLayer powstał, a w zamian zaoferują swoje usługi, które zareklamują nie tylko swoimi punktami, czy airdropami, ale realnym bezpieczeństwem, które może przełożyć się na wzrost aktywności i dzięki temu realnie dać zarabiać depozytorom na opłatach i prowizjach (AVS to mogą być mosty, warswty DA, itp.). 

EigenLayer stworzy więc realną usługę (dla projektów które jej potrzebują, kryptowaluty nadal nie pieką bułek), która może spełniać swoje zadanie i dawać posiadaczom ETH dodatkowy zysk, z którego nie zrezygnują nawet jeśli… nie będzie airdropu lub faza dystrybucji będzie się przeciągać. 

Dobrym przykładem budowania zaufania i bezpieczeństwa jest Uniswap. Jest to największa DEX na rynku, ponieważ ogromna płynność i sprawdzona, bezpieczna platforma wymian ma znaczenie. Marka ma znaczenie. Uniswap oferuje zaufanie poprzez oferowanie braku zaufania oraz dobre kursy. To dlatego jest wykorzystywany, a nie dlatego, że daje w zamian zachęty w postaci UNI, których przecież nie daje.

Dostawcy płynności zarabiają prowizje z opłat jakie użytkownicy płacą na giełdzie i to jest ich dochód, który wraz z korzystaniem z relatywnie bezpiecznej giełdy, ze sprawdzonymi smart kontraktami trzyma ich w tym projekcie. 

System punktów, jak każdy inny, może być wykorzystywany do oszustw i to nie ulega wątpliwości. Jednak aby przyznawać punkty trzeba działać. A działanie oznacza otwarty kod źródłowy, smart kontrakty i weryfikowanie co i jak przez dziesiątki, albo i setki programistów. Szybko można wykryć oszustów, co nie znaczy, że wszystkich wykryjemy. Ryzyko i kyptowaluty nadal są kochankami. Punkty tego nie zmieniają.

Podsumowanie

Punkty są więc niczym innym jak kolejnym sposobem na farmienie nagród, ale w tym wypadku, zazwyczaj w formie jednorazowego wynagrodzenia - airdropu. Ma on jednak miejsce w zamian za realne dołożenie się do rozwoju i adopcji projektu, a przy okazji jest pośrednim uczestnictwem w ICO.

EigenLayer musi mieć dużo ETH, aby AVS były bezpieczne, w końcu na tym opiera się ich oferta. Mógł iść drogą zachęt za dostarczanie ETH już po wypuszczeniu swoich tokenów, ale zdecydowano się na system punktów, bez obietnicy airdropu, ani bez poznania ile tych tokenów się otrzyma nawet jeśli airdrop się pojawi.

Kamino musi mieć płynność, aby oferować dobre oprocentowanie na pożyczkach i dobre kursy na giełdzie. Rabby musi mieć dobrą ofertę i użytkowników, aby korzystali oni z wbudowanej giełdy i innych możliwości, które przekładają się na zarobki twórców. 

Punkty to kolejny pomysł na podejście do systemu zachęt i marketing pozwalający uzyskać adopcję danej aplikacji. To system, który może też być jedną lub jedyną ze zmiennych branych pod uwagę podczas dystrybucji tokenów projektu, ale najlepsze (i jednocześnie najgorsze) jest to, że nie musi.

Same w sobie punkty nie mają wartości i służą bardziej projektom niż dostawcom płynności, ale spełniają swoją funkcję wzorowo. Funkcję marketingową, zachęcającą i “sugerującą” przyszłą nagrodę za aktywność i lojalność.

 

Popularne